niedziela, 6 sierpnia 2017

Masaż twarzy bańkami

Zacznę od tego, że mam hopla na punkcie masażu, zarówno kosmetycznego, jak i leczniczego, bardzo chętnie testuję różne metody, jednak jest to moje hobby, nie mam kierunkowego wykształcenia. Nie jestem jednak profesjonalistą, mogę się mylić, proszę więc wziąć to pod uwagę czytając moje wpisy. 

Masaż bańką jest od pewnego czasu niezwykle popularny w terapii cellulitu.  Przetestowałam tę metodę, ale okazała się niezbyt skuteczna w moim wypadku. Żeby nie rozpisywać się na ten temat, polecam serię filmików na youtube na kanale Projekt Masaż. Seria ta zaczyna się masażem grzbietu, ale każdej osobie, która ma ochotę masować bańką jakiekolwiek obszar ciała by obejrzała całą serię, ponieważ pewne rady, opis przeciwwskazań są dość uniwersalne. Ważne informację o masażu można znaleźć też tutaj:
http://tcmblog.pl/masaz/banki-kosmetyczne-masaz-twarzy/

Przechodząc do twarzy, ten rodzaj masażu również zyskuje na popularności (m.in. za sprawą Kim Kardashian, która podobno zachwala). Z oczywistych względów używa się do nich mniejszy baniek. Sama posiadam dwie bańki o średnicy 0,7cm i 2 cm (mowa o średnicy wewnętrznej, ponieważ otwór bańki jest otoczony pierścieniem). Są wykonane z silikonu.

Tego typu bańki są dość tanie (8 i 10zł), jeśli jednak ktoś chciałby wybrać tylko jedną, polecam tę większą.
Najmniejsza z popularnego zestawu baniek gumowych ma 4cm i o ile rozmiar oceniam jako wygodny do używania na większych partiach twarzy, to mam wrażenie, że bańki gumowe nie suną tak gładko po skórze, jak te silikonowe. W sprzedaży są też dostępne próżniowe bańki szklane (z gumową pompką), tych jeszcze nie próbowałam:

Komu mogę polecić?

Po pierwsze osobom, które mają jakieś doświadczenie w masażu, znają rozkład naczyń limfatycznych w obrębie twarzy. Jest to bardzo intensywny masaż i wykonany niepoprawnie albo źle dobrany do potrzeb skóry może po prostu zaszkodzić, przyczynić się do pękania naczyń krwionośnych i rozciągnięcia skóry. Nie będę pisać "nie róbcie tego w domu", bo sama robię, ale warto być świadomym ryzyka.

Jak go wykonać?

Kierunek wykonywania tego masażu z grubsza przebiega od linii pośrodkowej w kierunku uszu i skroni. Na youtube można znaleźć wiele różnych filmików pokazujących przykładowe wykonanie takiego masażu, ponieważ, jak pisałam, nie jestem specjalistą, nie będę tutaj polecać żadnego konkretnego. Sama dobierałam ruchy na podstawie moich wcześniejszych przygód z masażem, trochę metodą prób i błędów.
Kilka moich uwag w punktach:
  1. Nie stosować na suchą skórę, zawsze ze środkiem poślizgowym, hojnie aplikowanym. Sama używam do masażu najczęściej żelu do USG albo żelu do masażu, nie stosuje olejków do skóry twarzy.
  2. Bańki nie należy ciągnąć albo odciągać od skóry. Raczej ją "pchać" po skórze.
  3. Omijać delikatne okolice, przynajmniej na początku.
  4. Wykonywać powolne ruchy. 
  5. Nie zasysać bańki zbyt mocno. Ja stosuje podciśnienie, którego prawie nie czuję na twarzy a i tak masaż jest intensywny. I skuteczny.
Efekty

Są. Masaż bardzo silnie pobudza krążenie, wygładza, ujędrnia i lekko złuszcza naskórek. Stosowałam ten masaż przez kilka tygodni i widzę różnicę na plus. 

Czy polecam?

Tak szczerze, niekoniecznie. Jak pisałam, widzę efekty, natomiast efekty dają u mnie też inne rodzaju masażu, wykonywane regularnie. Mojej skórze nie straszne jej też bardziej intensywne techniki, mniejsze efekty obserwuje po masażach nastawionych głównie drenażu limfatycznym, na zbyt długie masowanie reaguje czasami lekkim podrażnieniem (nawet, jeśli jest to uporczywe głaskanie). Warto o tym pamiętać, to, że coś służy mi czy Kim Kardashian nie oznacza, że Ty też będziesz zadowolony/a z rezultatu. Każdy masaż wymaga wprawy i niewłaściwie zastosowany może przynieść skutki uboczne, ale jednak ten masaż bańką wydaje mi się bardziej ryzykowny. Polecam osobom, które czują się swobodnie w temacie i mają ochotę spróbować czegoś nowego, osobom początkującym radzę zacząć od innych masaży. Może być to np. masaż Tanaka, może coś innego dostępnego na youtube, sama lubię ten masaż:
https://www.youtube.com/watch?v=MSCHOxQru7k
Oraz ten, jest dla mnie bardzo relaksujący:
https://www.youtube.com/watch?v=zC-uDQUrk6o
Mam też dość dobrą opinię o rollerach, mimo, że wolę masaż wykonywany manualnie, to uważam, że są wygodną alternatywą. Z rollerami wykonanymi z kamienia, metalu czy podobnych materiałów można też eksperymentować z chłodzeniem i ogrzewaniem.



Kilka ogólnych porad ode mnie, dotyczących masażu twarzy:
  1. Po pierwsze nie szkodzić, jeśli jakiś ruch budzi wątpliwości, to lepiej odpuścić. Masaże proponowane na youtube traktować jako punkt wyjścia oraz...
  2. Dopasować masaż do swoich potrzeb i możliwości. Mam na myśli też możliwości czasowe. Tutaj można obejrzeć relację dziewczyny, która stosowała masaż Tanaki 2x w tygodniu i również dostrzegła efekty:
    http://aikoword.blogspot.com/2015/04/odchudzanie-wyszczuplanie-czyli-co.html

    Innymi słowy - jeśli nie mamy czasu/możliwości/ochoty poświęcać te 5 minut dwa razy dziennie (które prawie nigdy nie są pięcioma minutami w przypadku tych gotowych zestawów), można wykonywać masaż w miarę swoich możliwości. Warto też pamiętać, że nie każda skóra lubi częste masaże, masaż Tanaki chociaż głównie jest nastawiony na likwidację obrzęków, jest bardziej intensywny, niż klasyczny drenaż limfatyczny (dlatego też trzeba do niego stosować środek poślizgowy). Sama za masaż zabieram się wtedy, gdy mam chwilę czasu, nie muszę się nigdzie spieszyć i mogę się skupić na tym, co robię. I widzę efekty. Czasami mniej znaczy więcej. 
  3. Polecam też obejrzeć jak wygląda masaż klasyczny i drenaż limfatyczny (chociażby na wspomnianym przeze mnie kanale Projekt Masaż), chociaż masaż kosmetyczny nieco się różni, to jednak zawiera wiele podobnych elementów. 
  4. W miarę możliwości można fajnie jest zafundować sobie kilka masaży u profesjonalisty lub dobrej kosmetyczki. 
  5. Pamiętać o poślizgu. Pewne rodzaje masażu wykonuje się bez olejków, ale nie polecam osobom niewprawnym.

Sama teraz zaczęłam eksperymentować z masażem gua sha, pewnie podzielę się wrażeniami.

Gdybym miała wybrać jeden rodzaj masażu twarzy?

Akupresura - efekt botoksu. Ale o tym może innym razem... 


środa, 2 sierpnia 2017

Wielorazowe środki higieny osobistej

Używam głównie konwencjonalnych podpasek, wkładek higienicznych i tamponów. Nie ukrywam, że wolałabym przerzucić się na któryś z produktów wielorazowych, ale po pierwsze wciąż mam zapasy środków jednorazowego użycia, po drugie prawie każda opcja alternatywna miała pewne wady. Chociaż zalet też nie brakowało.

Od momentu, w którym zaczęłam miesiączkować, korzystałam głównie z tamponów. Później zauważyłam, że jednak trochę mnie podrażniają. Przez większość cyklu mam skąpe krwawienie więc tampony zostawiam sobie na pierwsze dwa dni, używane pod koniec mnie za bardzo wysuszają. Wróciłam do podpasek i wkładek.

Nie pamiętam, czy najpierw zdecydowałam się wypróbować podpaskę jednorazową czy kubeczek menstruacyjny. Moim ostatnim nabytkiem są gąbeczki menstruacyjne. Poniżej postaram się przedstawić wady i zalety każdego rozwiązania.



Kubeczek menstruacyjny

Coraz popularniejszy wynalazek, początkowo byłam nim również zachwycona. Używałam dwóch różnych, MeLuna Classic XL i LadyCup w rozmiarze L.


Plusy:

  • Można zapomnieć, że się ma okres. Dosłownie. Kubeczek można zmieniać nawet co 12 godzin, brakuje wystającej nitki, jak w tamponach, więc można się zagapić
  • Można go używać podczas uprawiania sportu. Czasami jeszcze używam go do pływania, kubeczek, w przeciwieństwie do tamponów, jest szczelny, psychicznie mi lepiej z myślą, że nie przepuszcza wody z basenu głębiej
  • Łatwy w utrzymaniu w czystości 
Minusy:

  • Kubeczek działa na zasadzie zassania, a jego elastyczny brzeg napiera na ścianki pochwy. Kiedyś po wyciągnięciu poczułam wyraźnie, że zostawia odciśnięty ślad wewnątrz, coś jak ślad po za ciasnej skarpetce. To sprawiło, że przestałam go regularnie używać.
    Być może była to wina niezbyt dobranego rozmiaru, kupowałam kubeczki po dwudziestych piątych urodzinach i tabele wielu producentów polecały mi właśnie wzięcie większego rozmiaru. Nie wykluczam, że przetestuję kiedyś mniejszy kubeczek.
  • Wymaga nieco wprawy. LadyCup jest kubeczkiem twardszym i bardziej sprężystym, niż MeLuna, w przypadku MeLuny musiałam się trochę bardziej nagimnastykować z otwarciem (ale znów twardszy kubeczek = większy nacisk na ścianki pochwy).
  • Kubeczek nieco uciska sąsiednie organy i w efekcie czasami mam wrażenie parcia na pęcherz.
Podsumowanie:

Przez kilka miesięcy byłam z kubeczka bardzo zadowolona. Nie trzeba go często wymieniać, nie ma sznurka na zewnątrz, który mnie denerwuje i przeszkadza podczas wizyt w toalecie (później wpadłam na to, żeby sznurek od tamponu chować wewnątrz ciała), zero problemów z nieprzyjemnym zapachem. Jednak się zraziłam się z powodu, o którym wspomniałam. Kubeczek jest też z tego względu odradzany przy żylakach pochwy, czyli ten nacisk na ścianki istotnie może nie być obojętny dla zdrowia:
Biorę poprawkę na to, że prawdopodobnie powinnam była wziąć mniejszy kubeczek, zarówno jeśli chodzi o średnicę, pojemność (nacisk na pęcherz) jak i długość, ponieważ jest mi wygodniej, gdy umieszczę kubeczek nisko, a wtedy z kolei wystaje. Być może kiedyś wypróbuję inny rozmiar/model, tym bardziej, że przy moich krwawieniach daleko mi do zapełnienia tych dużych kubeczków. Gdy kupowałam moje kubeczki, nie było ani takiego dużego wyboru, ani tylu opinii, poradników i kalkulatorów w Internecie, teraz pewnie wybrałabym inaczej.

MeLuna czy LadyCup?

MeLuna Classic jest wyraźnie bardziej miękkim kubeczkiem, od LadyCup, ma to jednak tę wadę, że trzeba się zdecydowanie bardziej nagimnastykować, aby się otworzył. W przypadku LadyCup wystarczy, że zwolnię uchwyt.
Oba kubeczki mi się odbarwiły, LadyCup, wykonana z bezbarwnego silikonu medycznego, który z czasem zrobił się nieco pożółkły. Fioletowa MeLuna z TPE  też zmieniła kolor w trakcie użytkowania.
Pewnym plusem MeLuny może być fakt, że ma tylko dwie dziurki, ale za to mniejsze i nieco trudniejsze do czyszczenia, niż LadyCup. Tak szczerze, nie jestem w 100% zadowolona z żadnego z nich, chociaż sama idea do mnie przemawia, nie wykluczam, że będę szukać dalej ideału. Mam ochotę na LilyCup, zarówno wersję zwykłą, jak i składaną.


Podpaski wielorazowe

Mam tylko jedną produkcji firmy Naya. Gdy ją kupowałam, nie było aż takiego wyboru, poza Nayą była dostępna chyba jeszcze jedna firma, o ile dobrze pamiętam, dziś już, niestety, nie produkuje podpasek albo nie mogę jej znaleźć*. A szkoda, bo jej rozwiązanie przypominało ideę pieluch wielorazowych, firma sprzedawała osobno podkłady i wkłady do podpasek. Podobne rozwiązanie proponuje LadyPad:
https://www.drogeria-ekologiczna.pl/podpaski-wielorazowe/4908-podpaska-wielorazowa-z-organicznego-bambusa-i-organicznej-bawelny-rozmiar-l-na-noc-po-porodzie-nietrzymaniu-moczu-lady-pad-1-szt.html
ale tamta marka sprzedawała wkłady w postaci kawałka materiału, który można było złożyć na wybraną szerokość. Wydaje mi się, ze tego typu rozwiązanie byłoby też łatwiejsze do prania, niż gotowa podpaska z kilku zszytych ze sobą warstw materiału, ale to już moje teoretyczne rozważania, skupię się na tym, co przetestowałam w praktyce. Kupiłam na próbę podpaskę Naya na noc w kolorze ecru. Krótko podsumowując:

Plusy:
  •  Dla mnie jest bardzo przyjemna w noszeniu. Nie odparza, nie pojawia się na niej nieprzyjemny zapach. Gdyby nie pranie, to byłby ideał jeśli chodzi o ochronę. Ta podpaska nie ma warstwy wodoodpornego PULu, jak większość obecnie produkowanych, co może być minusem, bo nie chroni przed przeciekaniem, natomiast być może dzięki temu jest tak przewiewna i tak dobrze mi się ją nosiło. Używanie jej to dla mnie sama przyjemność, w zwykłych podpaskach nie czuję się tak świeżo.
  • Trzyma się na miejscu. Tradycyjne podpaski kleją mi się do wszystkiego, tylko nie do bielizny, tutaj mamy mały zatrzask i nigdy nic mi się samo nie rozpięło.
Minusy:

  • Pranie. Nie jest to tak bezproblemowa czynność, jak opisuje producent, być może bardziej ogarnięte osoby poradziłyby sobie lepiej, mnie planowanie prania pod podpaski trochę przerasta. Nadal używam tej jednej, gdy chcę się trochę rozpieszczać, ale waham się, czy kupić cały komplet.
  • Może przeciekać. Nie mam bardzo obfitych miesiączek, więc raczej mi się to nie zdarza, jeśli już to delikatnie przy skrzydełkach, ale podpaska jest wykonana z bawełny i nie ma żadnej warstwy chroniącej przed przeciekaniem. Większość obecnie dostępnych podpasek taką warstwę posiada.

*) Znalazłam!
http://www.tabita.com.pl/zamow.php
Pędzę zamawiać!

 

Tampony - gąbki

Pokładałam bardzo duże nadzieje w tym produkcie. Wcześniej od czasu do czasu nosiłam tampony bez sznureczka Soft Tampons, które są wykonane z syntetycznej gąbki:
i ogólnie byłam zadowolona. Takie tampony wymagają więcej wprawy, niż kubeczek, szczególnie przy wyjmowaniu, nie chronią też tak dobrze przed nieprzyjemnym zapachem, ale ogólnie bardzo je polubiłam. Kupując naturalne gąbki byłam praktycznie pewna, że wszystko będzie ok, wybrałam chyba najpopularniejsze Jam Sponge, nawet się zastanawiałam nad dorzuceniem drugiej pary na zapas. Przechodzą do plusów i minusów wielorazowych gąbek menstruacyjnych:

Plusy:
  • W teorii całe mnóstwo, mi przychodzi mi na myśl tylko jeden - jak się nie sprawdzą, można ich użyć np. do mycia ciała czy czyszczenia wanny. Poza tym są dość łatwe do utrzymania w czystości.
Minusy:
  • Po pierwsze - przeciekają. Powiedziałbym, że równie dobrze mogłabym ich nie zakładać, ale chyba bez niczego jest lepiej. Gąbka na wstępie powinna być zwilżona i o ile krew można jeszcze jakoś utrzymać to ta woda + krew bardzo trudne do opanowania, zaciśnięcie mięśni tylko wyciska tę gąbkę. Być może tak by się nie działo, gdyby można było umieścić gąbkę głębiej, tak samo jak Soft Tampons. Ale się nie dało, bo...
  • ...ta gąbka jest szorstka. Soft Tampons są naprawdę mięciutkie, te nawet skórę peelingują, nie wspominając o delikatnej śluzówce. Wsunięcie jest nieprzyjemne, a za którymś razem po prostu bolesne. Wyciągnięcie również. Próbowałam z lubrykantem, jak Soft Tampons (do klasycznych tamponów też zwykle używam, polecam), ale nie ułatwiło to aplikacji.
Niestety, bardzo się rozczarowałam. Wiem, że są osoby, które są z tych gąbek bardzo zadowolone, u mnie nie sprawdziły się do tego stopnia, że eksperyment zakończyłam po dwóch dniach.

czwartek, 27 lipca 2017

Mycie twarzy wodą

We wpisie poświęconym metodzie Water Only już wspomniałam, że równocześnie stosuję jedynie wodę do mycia mojej twarzy i jestem bardzo zadowolona z rezultatów. Zaznaczam, że stosuję wodę do mycia, wciąż korzystam z niektórych kosmetyków do pielęgnacji. Do tej pory przetestowałam wiele różnych metod, nie zawsze z dobrym skutkiem. Miałam kilka podejść do OCM i w zasadzie za każdym razem kończyło się to wysypem, być może "oczyszczającym", nie sprawdzałam. Tak szczerze jestem bardzo sceptycznie nastawiona do idei oczyszczania przez zmiany trądzikowe i stan zapalny. Przez jakiś czas stosowałam do mycia twarzy i ciała żele do higieny intymnej, do momentu gdy jedna kosmetyczka odarła mnie ze złudzeń co do ich delikatności. Zanim spróbowałam Water Only do mycia twarzy, używałam głównie aptecznych żeli. Często przemywałam twarz tylko wodą rano, przez chwilę używałam też mąki żytniej.
Do prób podeszłam w momencie, gdy moja skóra była w dobrej formie, wcześniej przez kilka miesięcy intensywnie skórę nawilżałam po poprzednich, niezbyt udanych eksperymentach.

Jak wspomniałam, używam wody do mycia twarzy, nie zrezygnowałam całkowicie z innych kosmetyków (chociaż ze znacznej części tak). Dawno, dawno temu dowiedziałam się o bezkremowych nocach dr Hauschka:
Testowałam wielokrotnie i póki używałam żeli do mycia nawet jednorazowa akcja kończyła się totalnym przesuszem i siecią drobnych zmarszczek pod oczami, położenie kremu rano nie ratowało sytuacji. Teraz poza wodą używam toniku i serum z witaminą C, zrezygnowałam całkowicie z kremów. Z filtrami dałam sobie spokój już dawno, ponadto prawie nigdy się nie maluję.

Moja pielęgnacja twarzy wygląda tak:
Uczciwie przyznam, że maski algowej nie lubię, dużo babrania a mam wrażenie, że niewiele mi to daje, ale skoro już mam, to zużyję. Z toniku i serum zdarza mi się czasami w pośpiechu zrezygnować i też skóra ma się dobrze. Dodatkowo mniej więcej raz na tydzień wykonuje masaż twarzy.

Myjkę For Your Beauty kupiłam już jakiś czas temu, ale wcześniej z żelem nie byłam w stanie jej stosować, bo nawet jednorazowe użycie kończyło się podrażnieniami. Myjką czy gąbką myję strefę T, po policzkach ewentualnie raz przejadę. Wiem, że ludzie z powodzeniem stosują też szmatki, np. z mikrofibry czy lnu.

Efekty

To, co najbardziej mnie zaskoczyło, to redukcja zaskórników otwartych, nie sądziłam, że cokolwiek może dać taki efekt. Być może to zasługa samej myjki, chociaż używam jej rzadko, częściej korzystam z gąbki albo po prostu własnych dłoni a pory wyglądają coraz lepiej. Ponadto zanim zaczęłam stosować WO myjka po prostu podrażniała a jakichś szczególnych efektów nie widziałam.
Skóra nadal jest w bardzo dobrej kondycji, nie jest przesuszona czy ściągnięta, mimo że zrezygnowałam z kremów. Trudno też nie wspomnieć o wygodzie.

Podsumowanie

W moim wypadku metoda jak na razie sprawdza się w 100%. Wcześniejsze doświadczenia z odstawieniem kremów nie zachęcały do dalszych prób, ale tym razem się udało. Wciąż używam toniku i serum, gdy ich nie zastosuje raz czy dwa skóra nadal wygląda ok, jednak na razie nie odważyłam się na ograniczenie pielęgnacji jedynie do mycia wodą.
Z drugiej strony czuję, że przy obecnym stanie mojej cery zwykły krem nawilżający to by było już za dużo, nie mam pojęcia, czy ta metoda ma szansę powodzenia u osób stosujących podkłady czy filtry. Wydaje mi się, że wprowadzenie mycia wodą w pewien sposób wymusza też uproszczenie pozostałej pielęgnacji lub wymianę kosmetyków na takie o lżejszej formule.

piątek, 14 lipca 2017

Mycie włosów mąką

W poprzednim wpisie opisałam swoje wrażenia z mycia samą wodą. Jak na razie mam mieszane uczucia co do tej metody, mam zamiar testować ją jeszcze w najbliższym czasie. Jeśli WO nie wypali, z przyjemnością wrócę do mycia włosów mąką.

Testowałam tę metodę na razie kilkukrotnie i zawsze ze świetnym rezultatem. Włosy były czyste, miękkie, szybko schły (na WO moje włosy schną wieczność), nie były przesuszone ani oblepione. Nie stosowałam potem odżywki, ani nawet płukanki octowej. Gdzieś mi mignęło w google, że mąka sama ma lekko kwaśny odczyn, ale teraz nie potrafię znaleźć źródła, więc nie będę się przy tym upierać. Być może przy dłuższym używaniu samej mąki zaobserwowałabym jakieś minusy, ale po tych kilku próbach nie widzę prawie żadnych.

Mycie mąką

Samo mycie wygląda bardzo prosto:

  1. Wymieszać  mąkę z wodą.
    Można to zrobić nawet porcjami na dłoni, ale wtedy na pewno nie uniknie się powstania grudek, które trudno będzie wypłukać i trzeba będzie z nimi walczyć po myciu. Pomocne mogą być miseczki do rozcierania, jeśli wolimy konsystencje bliższą pasty lub śmietany, albo shaker (np. taki do odżywek białkowych). Sama stosowałam plastikową butelkę, w której zatrzepałam mąkę z wodą przed myciem. Proporcje na oko, mniej więcej pół na pół, ale nie ma to raczej większego znaczenia.
  2. Wmasować we włosy jak zwykły szampon, skupiając się na skórze głowy.
  3. Spłukać.
I tyle. Ponieważ metoda okazała się być dla mnie zupełnie niekłopotliwa, nie za bardzo jest się nad czym rozpisywać.

Jakiej mąki można użyć?

W zasadzie prawie każdej. Ja testowałam zwykłą mąkę białą typ 500 zdaje się, oraz żytnią mąkę razową. Ale można wypróbować różne rodzaje, najwięcej pozytywnych opinii widziałam o mące żytniej, ryżowej i mące z ciecierzycy. Mąki razowe dodatkowo działają jak delikatny peeling. Odradzam jedynie eksperymenty z mąką ziemniaczaną, ta się doskonale nadaje jako dodatek do maseczek albo płukanek, albo jako suchy szampon dla włosów jasnych. Natomiast może sobie nie poradzić z umyciem włosów, tak przynajmniej twierdzi Lax, której wpis o myciu mąką polecam:
http://laxnax.blogspot.com/2015/08/ndw-mycie-wosow-maka-zytnia.html

Inne zastosowania mąki

Takiego "szamponu" można spokojnie użyć do mycia całego ciała. Trzeba tylko uważać, by nie wysechł, na włosach jeszcze mi się nie zdarzyło, na skórze owszem, trudno potem go zmyć. Moja skóra twarzy bardzo go polubiła. Można też wymieszać mąkę z wybranym olejem i uzyskać pastę do mycia ciała:
http://www.alinarose.pl/2014/05/sekrety-hindusek-diy-wspaniaa-pasta.html


 

czwartek, 13 lipca 2017

Pierwszy miesiąc z Water Only (no, nie całkiem...)

O Water Only

Water Only jest metodą pielęgnacji włosów, która zakłada użycie jedynie wody. W praktyce brzmi to cudownie, włosy są chronione przez naturalne sebum, zatem nie potrzebują odżywek. Nie przetłuszczają się, bo nie motywujemy skóry do większego wydzielania łoju przez usuwanie go detergentami. Swoboda, natura, podróżowanie bez dodatkowych butelek... tak to przynajmniej działa u innych:

Obie dziewczyny stosują (stosowały, z tego, co czytałam, Tara rzuciła water-only na rzecz innych metod low-poo, a Ariana wspomina o płukankach octowych) czyste water-only. Ta metoda zakłada użycie wody i tylko wody. 

Niektórzy podchodzą do tematu mniej radykalnie i stosują wodę zamiast szamponu, natomiast pomagają sobie innymi dodatkami, dodając do swojej pielęgnacji np. płukanki lub oleje. Tak jak Tarah z kanału RawFoodLivin':
https://www.youtube.com/watch?v=9QyxjOajP48


Ciemną stroną no-poo, a w szczególności water only jest faza przejściowa, w trakcie której:
- skóra głowy może się intensywnie przetłuszać
- końcówki mogą być przesuszone, bowiem przed rozpoczęciem przygody z water only należy je odrzeć z wszelkich produktów, a zanim sebum do nich dotrze może upłynąć trochę czasu, szczególnie, gdy włosy są długie.

Jeszcze ciemniejszą jest to, że nigdy nie wiadomo, ile to potrwa. Mówi się coś o 3-6 tygodniach, ale równie dobrze mogą to być np. 3 miesiące, może się też okazać, że i po pół roku włosy wyglądają źle. Albo przez jakiś czas wyglądają dobrze, by się nagle popsuć.

Czego można się spodziewać w pierwszych tygodniach Water Only? Moje doświadczenia.

 

Wszystkiego. Włosy a to klapną, a to się spuszą, to się pokręcą to się wyprostują, raz są sztywne, raz mięciutkie. Kolor to wydaje się ciemniejszy, to jaśniejszy. 

Nie chcę nikogo zniechęcać, być może spora część ludzi należy do tej grupy szczęśliwców, która oswoi Water Only (WO) najdalej po kilku tygodniach i jedyną niedogodnością będzie lekki przyklep, który łatwo się da zamaskować upięciem lub suchym szamponem. Ale ja do tej grupy nie należę.

Może najpierw kilka słów o moich włosach. Wysokoporowate, falujące, bardzo delikatne, niefarbowane. Nie przetłuszczają się. Normalnie myte mniej więcej co drugi-trzeci dzień, na WO postanowiłam myć je mniej więcej co 4-5 dni, skóra głowy masowana 2x dziennie. Tak się prezentowały w okresie, gdy obsesyjnie o nie dbałam, jakis czas zanim zdecydowałam się wyprobować WO:

Jak widać, miały swoje lepsze i gorsze dni, z przewagą tych gorszych. Ciekawe, że w tym dniu, w którym zostało zrobione zdjęcie w kucyku, uważałam, że moje włosy są przetłuszczone, nie zdążyłam ich umyć przed wyjściem, dlatego je związałam. Na zdjęciu tego raczej nie widać, być może byłam trochę nadgorliwa w kwestii mycia...

Zanim przystąpiłam do Water Only, umyłam włosy mąką żytnią, a potem skoczyłam na głęboką wodę. Postępowałam wg instrukcji justprimalthings.com:
http://justprimalthings.com/2014/10/20/the-ultimate-water-only-hair-washing-routine-no-shampoo/
W skrócie należało:

  1. Poczekać, aż włosy będą naprawdę brudne.
  2. Rozprowadzić na nich sebum. W tym celu należy:
    • Wymasować skórę głowy (nie drapać), by rozgrzać nieco sebum i usunąć martwy naskórek
    • Przeciągnąć sebum na dalszą część pasm
    • Wyszczotkować
  3. Umyć je jak najcieplejsza wodą 
  4. Spłukać chłodną

Wszystkie powyższe kroki są zilustrowane gif-ami na blogu justprimalthings.
Po tych zabiegach włosy miały być czyste, jak umyte szamponem. No nie były. Chociaż to zależy od szamponu... Pierwsze podejście do WO skończyło się pozostawieniem na włosach dziwnego osadu, podobny efekt dają u mnie delikatne szampony bez sles, jak Babydream. Włosy nie wyglądają źle, ale w dotyku ewidentnie czuć, że coś na nich jest. Jak się potem dowiedziałam, to dość typowy problem, czasem ten efekt się pojawia od razu, czasem po kilku tygodniach, a nawet miesiącach. O dziwo, najgorzej jest tuż po umyciu włosów. Problem zwykle dotyczy partii włosów nieco dalej od skóry głowy, samą skórę głowy i pierwszych parę centymetrów włosów domywam bez problemu. Wszystko zależy od...

Rodzaju wody

Jedna z teorii mówi, że ten woskowy osad to efekt mycia włosów w twardej wodzie. Wytrącające się z wody minerały tworzą ten nieprzyjemny film. To by się zgadzało, bo istotnie mam twardą wodę.

Rozwiązanie:
  1. Mycie włosów wodą miękką (przegotowana, filtrowaną, demineralizowaną). Rozważałam zakup filtra, być może to zrobię w przyszłości, ale filtr węglowy (a taki jest najłatwiej dostępny) nie wyłapuje wszystkich pierwiastków. Mycie włosów od A do Z w miękkiej wodze wydaje mi się być za bardzo kłopotliwe.
  2. Zakwaszająca płukanka. Dodanie 1-2 łyżek octu do wody powinno ją zmiękczyć. Ostatnie płukanie takim roztworem powinno usunąć osad z twardej wody
Czy to działa?

Częściowo. Istotnie, włosy wyglądają nieco lepiej po płukance octowej, ale osad nadal jest wyczuwalny, może trochę bardziej tłusty, niż tępo-woskowy. Jest z pewnością lepiej, ale wciąż nie idealnie.

Składu sebum

Nasze sebum składa się z różnych frakcji, część tłuszczu łatwiej się zmywa, natomiast może pozostać trochę wosków, które bardzo trudno usunąć samą wodą. Ten wosk może się nadbudowywać podczas kolejnych myć. Woda usuwa inne składniki sebum, które pomagają "przeciągnąć" wosk w dół łodygi włosa. Takie włosy nie wyglądają na tłuste, mogą mieć dużą objętość i prezentować się bardzo ładnie, ale w dotyku są nieprzyjemne.

Rozwiązania:

  1. Można od czasu do czasu użyć jakiegoś sposoby z wachlarza metod low-poo, by usunąć nadbudowany na włosach wosk.
  2. Można doczekać do końca tej fazy przejściowej, gdy produkcja sebum się ustabilizuje i będzie go mniej więcej tyle, żeby równomiernie pokrywać odrastające włosy.
  3. Zrezygnować z agresywnego WO z polewaniem głowy gorącą wodą, tak by nie wymywać zbyt szybko innych tłuszczy pozostawiając sam oporny na wodę wosk. To podejście pewnie zadziała u osób, których włosy są widocznie przetłuszczone, ale część osób potwierdza, że to właśnie niedbałe mycie w letniej lub ciepłej wodzie działa na nich lepiej, niż dokładnie szorowanie pod gorącym strumieniem.
  4. Olejowanie - czy OCM dla włosów. Olej rozpuszcza twardsze składniki sebum i pomaga je "przepchnąć" dalej, zamiast pozwolić im się nabudowywać w jednym miejscu.
Czy to działa?

Tak, ale...
Mąka faktycznie dość dobrze sobie radzi z usunięciem tego nalotu. Niestety, tylko do kolejnego mycia. Mogłabym myć mąką częściej, ale w końcu uparłam się na WO!
Olejowanie włosów wydaje się być strzał jeśli nie w 10, to przynajmniej w 8. Olej faktycznie najlepiej likwiduje ten efekt. Dodatkowo pozbyłam się problemu z suchością końcówek.
Mam nadzieję, że z czasem oleje będą tylko dodatkiem, a nie koniecznością.

Czasu i promieniowania UV

Ta teoria mówi, że sebum, podobnie jak oleje schnące, z czasem może twardnieć i tworzyć taką trudną do zmycia powłokę. Dzieje się tak ze względu na zawartość trójglicerydów. Proces ten wymaga czasu, a Wikipedia głosi, że jest inicjowany i znacznie przyspiesza pod wpływem promieniowania UV
https://pl.wikipedia.org/wiki/Oleje_schn%C4%85ce

 

Rodzaju włosów

To mój wymysł, bo nie rzuciło mi się w oczy, by ktoś o niepowodzenia z WO oskarżał porowatość, ale możliwe, że po włosach wysokoporowatych trudniej rozprowadzić sebum. Moje włosy też bardzo źle znoszą czesanie, szczególnie bez dodatkowych kosmetyków ochronnych, musiałam więc się ograniczyć bo za chwilę nie byłoby czego szczotkować. A skoro jesteśmy przy szczotkowaniu...

Czy szczotka z włosia jest konieczna przy WO?

Nie jest. Używałam jej przez pierwszy tydzień i dość szybko mi się przypomniało, dlaczego rzuciłam ją w kąt dawno temu. Przesiadłam się na drewniany grzebień, który jest moim ulubionym akcesorium. Wydawało mi się, że wszystko idzie w dobrą stronę, ale gdzieś po 2-3 tygodniach włosy zaczęły się robić coraz bardziej suche. Kilka dni temu przyjrzałam się moim końcówkom i się załamałam...

Dlaczego włosie czy drewno jest polecane przy WO? 
Oba materiały potrafią wchłaniać sebum. W teorii wchłaniają sebum zalegające bliżej cebulek i transportują je do końcówek włosów. W efekcie  włosy u nasady odzyskują świeżość, końcówki nawilżenie i ochronę. Tyle teorii i pewne to działa pod warunkiem, że jest co wchłaniać. W przypadku włosów suchych owszem, sebum, które zostało wyprodukowane zostało zabrane przez szczotkę, tak samo, jak i wszelkie oleje na długości. W efekcie z każdym szczotkowaniem moje włosy robiły się bardziej suche i uwrażliwione, a jeżdżenie po gołych, bardzo cienkich i wrażliwych włosach szczotką czy grzebieniem uszkadzało końcówki, mimo, że bardzo starałam się być delikatna.

Efekty

Pierwsze 2 tygodnie były całkiem bezproblemowe, poza tym dziwnym osadem. Skóra głowy bardzo polubiła tę metodę mycia, włosy były tępe w dotyku, ale wyglądały zupełnie normalnie. Były nieprzewidywalne w kwestii skrętu, codziennie wyglądały inaczej. Przykładowe zdjęcie z tego etapu:


Byłam bardzo zadowolona. Wykorzystując powyższe sposoby udało mi się jako tako pozbyć tego wosku, gdzieniegdzie na końcach pojawiła się ta osławiona miękkość. Aż tu nagle pod koniec trzeciego tygodnia zaczęły się przesuszać. Po pierwsze faktycznie produkcja sebum zaczęła jeszcze spadać (a nie była wysoka na początku), po drugie przesadziłam ze szczotkowaniem. Dopiero gdy zauważyłam, jak bardzo pogorszył się stan końcówek, zrobiłam coś, co powinnam byłą zrobić na początku - dołączyłam oleje do pielęgnacji.

Zrobiłam też kilka zdjęć włosów, zdaje się na czwarty dzień od ostatniego mycia. Zdjęcia zostały wykonane rano, tuż po obudzeniu, przed czesaniem.






Moje wnioski

  1. WO nie jest tak delikatną metodą, jak by się mogło wydawać.
    Szorowanie włosów w gorącej wodzie, płukanki octowe, szczotkowanie - to wszystko może włosom bardziej zaszkodzić, niż detergenty w szamponach. Już samo mycie tylko wodą może być dla włosów obciążające, wiem, że wiele osób uważa, że silikony i inne dodatki w szamponach dla włosów suchych są tam od czapy, ja się z tym nie zgadzam, dodatek silikonów sprawia, że cały proces mycia jest delikatniejszy. Włosy jedynie namoczone wodą mogą być tępe, plątać się, a to sprzyja uszkodzeniom. Osoby o włosach suchych lub zniszczonych powinny być szczególnie ostrożne. Żałuję, że nie przeczytałam wcześniej tego wpisu:
    https://almostexactlyblog.com/2013/04/24/extra-thoughts-on-going-no-poo/
  2. Szczotka z włosia nie jest absolutnie konieczna
    Każda szczotka w mniejszym lub większym stopniu rozprowadza sebum, można spokojnie wypróbować inne rodzaje szczotek, nie tylko te wykonane z drewna czy włosia.
  3. Nie zaniedbuj masażu skóry głowy
    Według mnie to tak naprawdę sedno tej metody. Masaż usuwa martwe komórki naskórka i pomaga rozprowadzić sebum, zaniedbanie masażu może skutkować pojawieniem się nieprzyjemnego zapachu.
  4. A może by tak zastosować WO dla skóry twarzy?
    Żeby nie przedłużać tego i tak już bardzo długiego wpisu - testuję równolegle, jestem absolutnie oczarowana rezultatami. 
  5. Włosy zdecydowanie szybciej rosną
    To dość częste, być może jest to zasługą regularnego masażu skóry głowy. Włosy zdecydowanie przyspieszyły. 
  6. Ani razu nie udało mi się osiągnąć takiego efektu, jak po szamponie i odżywce
    Natomiast właściwie za każdym razem uzyskiwałam efekt zupełnie znośny. Włosy jednak wyglądają, zachowują się inaczej, niż zwykle.

Jeśli nie WO, to co?

Mimo, że w moim wypadku nie obyło się bez kłopotów i przygód, myślę, że mogę polecić chociaż wypróbowanie tej metody. Jeśli jednak komuś by nie posłużyła albo szuka innych metod na obejście szamponu, oto część z nich:

  • Co-washing, czyli mycie włosów odżywką.
    Ta metoda ma wielu zwolenników i jest dość popularna, stosuję ją m.in. Alina z bloga alinarose.pl
    http://www.alinarose.pl/2015/10/miesiac-bez-szamponu-oraz-czego-juz-nie.html
  • Wash Cloth Method - WO, ale stosuje się dodatkowo ściereczkę np. z mikrofibry do ściągania sebum z włosów (to również nie jest metoda dla delikatnych włosów).
  • Różne metody no-poo, takie jak soda + ocet (nie polecam delikatnym włosom), mąka (tę metodę polecam z czystym sumieniem, dobrze jest wypróbować różne rodzaje i wybrać najlepszą dla siebie), wywary z ziół.
  • Sebum only - metoda ta zakłada rezygnację z mycia wodą w ogóle. Tutaj można obejrzeć efekty:
    http://www.grumblesandgrunts.com/2013/06/update-i-still-dont-wash-my-hair-yes.html

PS. A tak w ogóle to przepraszam, że bez notki powitalnej, myślałam na nią kilka tygodni i nic nie wymyśliłam, postanowiłam więc po prostu zacząć pisać.